Europa w infrastrukturnym cieniu AI. Czy kontynent przespał swój moment?
Globalny rynek sztucznej inteligencji przeżywa bezprecedensowy boom, który przypomina bardziej gwałtowną gorączkę złota niż stabilną ewolucję technologiczną. Najnowsze dane IDC pokazują skalę tej rewolucji: prognozy wskazują, że poziom inwestycji w samą infrastrukturę AI osiągnie zawrotne 758 miliardów dolarów do 2029 roku. Aby zrozumieć to tempo, wystarczy spojrzeć na drugi kwartał 2025 roku, w którym wydatki na sprzęt i pamięć masową dla AI wzrosły o 166% rok do roku, osiągając 82 miliardy dolarów.
Mówimy tu o fundamentalnej zmianie. To nie jest kolejny trend w oprogramowaniu; to globalny wyścig zbrojeń o surową moc obliczeniową. W tym wyścigu, który zdefiniuje liderów gospodarczych na nadchodzące dekady, dane ujawniają jednak niepokojącą dysproporcję. Podczas gdy Ameryka i Azja budują fundamenty nowej gospodarki, Europa wydaje się być jedynie cichym obserwatorem.
Architektura globalnej dominacji
Kto zatem rozdaje karty w tej grze o najwyższą stawkę? Dane nie pozostawiają złudzeń.
Centrum globalnego rynku stanowią Stany Zjednoczone, odpowiadające za przytłaczające 76% wszystkich wydatków na infrastrukturę AI. To tam rezydują hiperskalerzy, dostawcy usług chmurowych i giganci usług cyfrowych, którzy – jak pokazują dane – napędzają aż 86,7% wszystkich globalnych inwestycji. To oni kupują lwią część najnowocześniejszego sprzętu, definiując standardy, ceny i dostępność.
Na drugim miejscu umacniają się Chiny. Choć ich obecny udział (11,6%) jest znacznie mniejszy, kluczowe jest tempo pościgu. IDC prognozuje, że to właśnie region Chin będzie rósł najszybciej na świecie, ze złożonym rocznym wskaźnikiem wzrostu (CAGR) na poziomie aż 41,5% w ciągu najbliższych pięciu lat.
Rynek nie jest zdywersyfikowany. Mamy do czynienia z technologicznym duopolem USA i Chin, który reszcie świata, w tym Europie, zdaje się pozostawiać rolę klienta.
EMEA: Zaledwie 4,7% tortu
W tym właśnie kontekście pozycja Europy (region EMEA) wygląda alarmująco. W tym samym okresie, gdy USA inwestowało miliardy, region EMEA odpowiadał za zaledwie 4,7% globalnych wydatków. To mniej niż region Azji i Pacyfiku (z Japonią, ale bez Chin).
Co gorsza, prognozy nie wskazują na szybkie nadrabianie zaległości. Wręcz przeciwnie, luka może się pogłębiać. Przewidywany wzrost dla EMEA (CAGR na poziomie 17,3%) jest ponad dwukrotnie niższy niż dla USA (40,5%) czy Chin (41,5%). Nie tylko startujemy z niskiego pułapu, ale i biegniemy znacznie wolniej.
Rodzi to fundamentalne pytania. Czy ta dysproporcja jest efektem braku europejskich hiperskalerów, zdolnych konkurować z Google, Amazonem czy Alibabą? Czy nasze regulacje, choć słuszne, zniechęcają do inwestycji w twardą infrastrukturę, zanim rynek zdążył na dobre powstać? A może europejskie firmy świadomie obrały strategię “wynajmuj, nie buduj”, godząc się na rolę “rentiera” w świecie definiowanym przez amerykańskie chmury?
Anatomia zależności
Aby zrozumieć powagę sytuacji, trzeba wiedzieć, na co idą te gigantyczne pieniądze. Otóż wydatki na infrastrukturę AI to dziś w 98% wydatki na serwery.
Nie chodzi jednak o dowolne maszyny. Królem rynku, stanowiącym aż 91,8% wydatków na serwery, są jednostki akcelerowane – czyli serwery wyposażone w potężne procesory graficzne (GPU) i inne dedykowane akceleratory. To właśnie one są “złotymi łopatami” w tej gorączce złota. Ich sprzedaż wzrosła o niewyobrażalne 207,3% rok do roku.
To właśnie te komponenty są dziś wąskim gardłem i prawdziwym motorem rewolucji AI. I to właśnie ich Europa niemal nie produkuje i, jak pokazują dane, nie kupuje na masową skalę w celu budowy własnej infrastruktury. Przesiadając się do chmury, stajemy się w 100% zależni od dostaw i cenników wąskiej grupy (głównie amerykańskich) firm.
Strategiczne koszty europejskiej bierności
Bycie jedynie konsumentem, a nie kreatorem, w erze AI niesie ze sobą trzy fundamentalne zagrożenia dla europejskiego biznesu.
Po pierwsze, tracimy suwerenność cyfrową. Wiele mówi się o ochronie danych i europejskich wartościach (jak w AI Act), jednak dyskusje te stają się akademickie, gdy 84,1% wdrożeń AI i tak działa w środowiskach chmurowych i współdzielonych, kontrolowanych przez podmioty spoza kontynentu.
Po drugie, oddajemy innowacje i marżę. Prawdziwe pieniądze w tej rewolucji zarabiają dziś dostawcy infrastruktury (producenci akceleratorów) oraz hiperskalerzy (dostawcy usług). Europa, skupiając się na byciu “użytkownikiem” modeli AI, rezygnuje z zysków na najbardziej fundamentalnym i lukratywnym poziomie.
Po trzecie, tworzymy barierę konkurencyjności. Jeśli AI jest nową elektrycznością, to dostęp do mocy obliczeniowej jest dostępem do elektrowni. Firmy z regionów, które nie mają własnej, silnej infrastruktury, będą płacić więcej i czekać dłużej na zasoby niezbędne do trenowania własnych modeli i wdrażania innowacji.
Przespanie momentu na inwestycje w fundamenty sztucznej inteligencji to nie jest techniczne niedopatrzenie. To strategiczny błąd gospodarczy, który może zdefiniować pozycję Europy – jako zależnego konsumenta, a nie współtwórcy technologii – na nadchodzące dekady.